Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

Oni, mężczyźni wszyscy są nadzwyczaj zazdrośni o naszą przeszłość — dodała po chwili.
— Nie wszyscy — zauważyła Dolly — sądzisz po twoim mężu, któremu dotąd sprawia przykrość każde wspomnienie o Wrońskim. Co? czyż nie mam racyi?
— Prawda — odparła Kiti, uśmiechając się zadumanemi oczyma.
— Tylko ja nie wiem — zaczęła bronić księżna swego macierzyńskiego opiekowania się córką — o jaką twoją przeszłość mógł być zazdrośnym? Że Wroński starał się o ciebie?... to zdarza się każdej pannie...
— Tak, ale my nie o tem mówimy teraz — odparła Kiti, rumieniąc się.
— Pozwól — ciągnęła matka — a zresztą tyś sama nie dała mi rozmówić się z Wrońskim. Pamiętasz?
— Ach, mamo! — z niechęcią rzekła Kiti.
— Stosunek twój z nim nie mógł zajść dalej, niż wypadało, gdyż ja sama zmusiłabym go do oświadczyn. A zresztą, serce moje, nie powinnaś się wzruszać... pamiętaj więc o tem i uspokój się.
— Jestem najzupełniej spokojna, mamo.
— Jak to się wtedy szczęśliwie stało dla Kiti, że Anna przyjechała i jak nieszczęśliwie dla niej samej — zauważyła Dolly. — Jak to jednak wszystko zmieniło się — dodała, uderzona swą myślą — wtedy Anna była taka szczęśliwa, a Kiti miała się za nieszczęśliwą, a teraz wszystko naodwrót! Ja często myślę o niej.
— Masz też o kim myśleć! zła, wstrętna kobieta, bez serca i wstydu — oburzała się matka, nie mogąc zapomnieć, że Kiti wyszła za Lewina, a nie za Wrońskiego.
— Po co też panie mówią o tem — odezwała się Kiti z niechęcią — ja nie myślę o tem i nie chcę myśleć — powtórzyła, przysłuchując się znajomym krokom męża, rozlegającym się na stopniach werandy.