Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/192

Ta strona została przepisana.

myśl wykuć z marmuru cienie bohaterów poematów, unoszących się koło postaci poety. „Cienie te są do tego stopnia mało podobne do cieni, że aż muszą opierać się o drabinę“ — zauważył Lewin. Powiedzenie to podobało mu się, ale nie pamiętał czy nie użył go już poprzednio w rozmowie z Piescowem, i myśl ta popsuła mu humor.
Pieśców zaś dowodził, że sztuka jest jedna i że może osiągnąć najwyższy swój rozwój tylko wtedy, gdy wszystkie jej rodzaje łączą się razem w jedną harmonijną całość.
Drugiej części koncertu Lewin nie mógł już słuchać, gdyż Pieśców rozmawiał z nim przez cały prawie czas, krytykując surowo zbytnią, nienaturalną naiwność kwartetu, którą porównywał z naiwnością prerafaelistów w malarstwie. Gdy koncert skończył się, Lewin spotkał jeszcze paru znajomych, z którymi porozmawiał i o polityce, i o muzyce, i o wspólnych znajomych; spotkał się również z hrabią Bolem, u którego miał być z wizytą, o czem zapomniał już zupełnie.
— Jedź więc do nich zaraz — rzekła mu Lwowa, której opowiedział o tem — zapewnie nie przyjmą cię, a potem przyjeżdżaj po mnie na posiedzenie... zastaniesz mnie tam...

VI.

— Czy państwo przyjmują? — zapytał Lewin, wchodząc do hrabiów Bolów.
— Przyjmują, niech pan pozwoli — rzekł szwajcar, zdejmując z niego futro.
— Potrzebnie! — pomyślał Lewin, zdejmując z westchnieniem rękawiczkę i otrzepując kapelusz. — Po co ja tam idę? co ja mam im do powiedzenia?
W pierwszym salonie Lewin zastał hrabinę Bolową, jak surowym i gniewnym głosem wydawała jakieś rozporządzenia służącemu; ujrzawszy Lewina, uśmiechnęła się