Znowu nastało milczenie; matka z córką spojrzały po sobie.
„Zdaje się, że już czas“ — pomyślał Lewin i wstał. Damy żegnały się z nim i prosiły, aby powiedział Kiti mille choses w ich imieniu.
Szwajcar, podając mu futro, zapytał o adres i zapisał do książki w ładnej oprawie.
„Ma się rozumieć, że mnie to nic nie obchodzi, w każdym jednak razie wstyd mi, gdyż widzę, że to głupstwo“! — mówił do siebie Lewin, pocieszając się myślą, że wszyscy tak postępują, i pojechał na publiczne posiedzenie komitetu, aby zabrać bratową i z nią razem pojechać do domu.
Na posiedzeniu było bardzo wiele osób. Gdy Lewin wszedł, sekretarz czytał jeszcze sprawozdanie, które, jak mówiono, było nadzwyczaj ciekawe. Na posiedzeniu Lewin spotkał się ze Świażskim. Świażski namawiał go, aby był wieczorem w towarzystwie rolniczem, gdzie miano czytać bardzo ciekawy referat; na posiedzeniu był również i Stepan Arkadjewicz, który przyjechał na nie prosto z wyścigów, i wielu innych znajomych. Lewin, porozmawiawszy ze wszystkimi, nasłuchał się najróżniejszych zdań o nowej sztuce, o posiedzeniu i o procesie.
Zapewne wskutek znużenia uwagi, jakiego zaczął już doświadczać, omylił się, rozmawiając o procesie i parę razy ze wstydem i przykrością przypomniał sobie o tym błędzie. Mówiąc o karze, jaka miała spotkać cudzoziemca, sądzonego przez sądy rosyjskie, a która miała polegać na odstawieniu przestępcy do granicy, Lewin powtórzył koncept, słyszany wczoraj od jednego znajomego.
— Zdaje mi się, że odstawić go do granicy, to to samo, co ukarać szczupaka, rzucając go do wody. — Lewin potem dopiero przypomniał sobie, że ten dowcip znajomego, który powtarzał jako swój własny, jest wziętym ze znanej bajki Kryłowa i że znajomy wyczytał go w feljetonie jednego z pism.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/194
Ta strona została skorygowana.