Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

— Jak dotąd, zupełnie dobrze — odparła zapytana — niech ją pani namówi, aby się położyła... będzie jej znacznie lżej...
Lewin z chwilą, gdy się obudził i pojął o co idzie, przygotował się na to, aby, nie namyślając się, nic nie przewidując, zataiwszy w sobie wszystkie myśli i uczucia, mężnie, nie rozstrajając żony, lecz przeciwnie uspokajając ją i podtrzymując jej odwagę, przenieść to, co go oczekuje. Nie pozwalając sobie nawet myśleć nad tem co będzie, jak się to skończy, sądząc z tego, co się dowiedział ile to czasu trwa zwykle, Lewin przygotował się w swej wyobraźni na pięciogodzinne cierpienie i oczekiwanie ze ściśnionem sercem, i wydawało mu się to zupełnie możebnem. Gdy jednak powrócił od doktora i znowu ujrzał jej cierpienia, zaczął coraz częściej powtarzać: „Panie, wybacz i dopomóż!“, wzdychać, podnosić głowę do góry; nagle zdjął go strach, że nie da sobie rady, że się rozpłacze lub ucieknie. Było mu nadzwyczaj ciężko, a upłynęła zaledwie godzina.
Po tej pierwszej godzinie przeszła jeszcze jedna, druga, trzecia, i nakoniec ostatnia, piąta, którą naznaczył sobie jako najdłuższy termin swej cierpliwości, mimo to wszystko było po dawnemu, a on wciąż cierpiał, gdyż nic, prócz cierpienia, już mu nie pozostawało; cierpiał, myśląc co chwila, że już doszedł do wszelkich granic cierpliwości i że serce jego lada moment pęknie z boleści.
Lecz mijały jeszcze minuty, godziny i znowu godziny, a cierpienia i przestrach jego wciąż wzrastały i potęgowały się coraz bardziej.
Te wszystkie zwykłe warunki życiowe, bez których nie można sobie nic wyobrazić, nie istniały już więcej dla Lewina; stracił miarę czasu. Czasami minuty, szczególniej te, kiedy ona przywoływała go ku sobie, i kiedy podawała mu swą spoconą dłoń, to ściskając jego rękę, to znów odpychając go z niezwykłą siłą, wydawały mu się godzinami, czasami zaś całe godziny, minutami.