Lewin westchnął ciężko; to śliczne dziecko wzbudzało w nim tylko obrzydzenie i politowanie, a spodziewał się innych zupełnie uczuć.
Zanim nieprzyzwyczajone dziecko zaczęło ssać pierś, Lewin odwrócił się od niego.
Śmiech, jaki się rozległ nagle, kazał mu obejrzeć się; to Kiti roześmiała się, ujrzawszy syna koło swych piersi.
— Dosyć już, dosyć! — mówiła Lisaweta Pietrowna, ale Kiti nie chciała oddać dziecka, dopóki nie zasnęło na jej ręku.
— Popatrz teraz — rzekła Kiti, pokazując mężowi niemowlę, — aby mógł przyjrzeć się mu. Zgrzybiała twarzyczka zmarszczyła się jeszcze bardziej, i dziecko kichnęło.
Lewin, uśmiechając się i usiłując zapanować nad łzami rozczulenia, ucałował żonę i wyszedł z ciemnego pokoju; zapatrywał się jednak na to dziecko w zupełnie niespodziewany sposób, i nic wesołego ani radosnego nie było w tem uczuciu; przeciwnie, przejmowała go o nie nowa, nieznana mu dotąd a uciążliwa obawa; budziło się w nim poczucie istnienia nowej bolesnej struny. I poczucie to było z początku do tego stopnia męczące; obawa, aby ta bezbronna istota nie ucierpiała, była do tego stopnia silną, że zaćmiewała sobą zupełnie dziwne poczucie bezmyślnej radości a nawet dumy, jakiej doznał, gdy dziecko kichnęło.
Interesa Stepana Arkadjewicza były w złym stanie.
Pieniądze, wzięte za dwie trzecie lasu, rozeszły się już, i po odtrąceniu dziesięciu procentów Stepan Arkadjewicz odebrał już wszystko od kupca za ostatnią część. Kupiec nie dawał już więcej, tembardziej, że tej zimy Darja Aleksandrowna po raz pierwszy wystąpiła ze swemi prawami do majątku i nie chciała podpisać na kontrakcie pokwitowania z odbioru pieniędzy. Cała pensya szła na wydatki