Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/239

Ta strona została przepisana.

— Jestem zdania, napisałem nawet o tem referat, że te ogromne pensye są oznaką fałszywej ekonomicznej assiette naszych zarządów.
— Co chcesz... — odparł Stepan Arkadjewicz — przypuśćmy, że dyrektor banku bierze dziesięć tysięcy, przecież, on wart tego... albo inżynier dwadzieścia tysięcy. Co chcesz... to się im należy!...
— Według mnie pensya jest płacą za towar i powinna podlegać prawu popytu i podaży; z chwilą, gdy przyznawanie pensyi odstępuje od tego prawa, gdy widzę, naprzykład, że z instytutu wychodzą dwaj inżynierowie jednakowo wykształceni i zdolni, i jeden z nich bierze czterdzieści tysięcy, a drugi zadawalnia się dwoma; albo gdy widzę, że na dyrektorów banków otrzymują nominacye prawnicy, huzarzy i w ogóle ludzie nie mający żadnego specyalnego wykształcenia: dochodzę do wniosku, że pensye bywają wypłacane niezależnie od prawa popytu i podaży, a tylko zależnie od stosunków. Jest to pewnego rodzaju nadużycie, które jest złem samo przez się i które oddziaływa szkodliwie na służbę państwową. Mojem zdaniem...
Stepan Arkadjewicz czemprędzej przerwał szwagrowi.
— Musisz się jednak zgodzić, że powstaje nowa i, co nie ulega wątpliwości, użyteczna nader instytucya. Chodzi przedewszystkiem o to, aby rzecz była prowadzoną uczciwie — rzekł Stepan Arkadjewicz z naciskiem.
Lecz używane w Moskwie znaczenie wyrazu „uczciwie“ było niezrozumiałem dla Aleksieja Aleksandrowicza.
— Uczciwość nie stanowi jeszcze specyalnej kwalifikacyi — zauważył.
— W każdym razie zobowiążesz mnie bardzo — odparł Stepan Arkadjewicz — jeżeli podczas rozmowy wspomnisz, o mnie nawiasem Pomorskiemu...
— Zdaje mi się, że to zależy więcej od Bułgarinowa — uczynił uwagę Aleksiej Aleksandrowicz.