Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/244

Ta strona została przepisana.

— O ile obietnica jest możebną do spełnienia. Vous professez d’étre un libre penseur, lecz ja, jako człowiek wierzący, nie mogę w takiej nader ważnej kwestyi postępować wbrew duchowi chrystyanizmu.
— Lecz w różnych wyznaniach chrześciańskich, i u nas także, o ile wiem, rozwód istnieje — zauważył Stepan Arkadjewicz. — Cerkiew nasza uznaje go i widzimy przecież, że...
— Uznaje, ale nie w takich razach...
— Aleksieju Aleksandrowiczu, nie poznaję cię — rzekł Obłoński po chwili milczenia — czy to nie ty sam (a czy my nie oceniliśmy tego) przebaczyłeś jej wszystko i, idąc za głosem prawdziwego chrześciańskiego uczucia, gotów byłeś wszystko poświęcić? Sam przecież powiedziałeś: oddać kaftan, gdy zabierają koszulę, a teraz...
— Proszę cię — przerwał mu nagle Aleksiej Aleksandrowicz piskliwym głosem, zrywając się na równe nogi — proszę cię daj spokój... tej rozmowie.
— Ależ! Wybacz mi, jeżelim cię zmartwił — rzekł Stepan Arkadjewicz, uśmiechając się, aby ukryć swe zmięszanie, i wyciągając rękę ku szwagrowi — ale ja tylko, jako poseł, spełniłem, co mi polecono.
Aleksiej Aleksandrowicz podał mu rękę, zamyślił się i po chwili odparł:
— Muszę pomyśleć i zastanowić się. Pojutrze dam ci stanowczą odpowiedź, gdy powezmę ostateczną decyzyę.

XIX.

Stepan Arkadjewicz zamierzał już pożegnać się, gdy Korniej zameldował:
— Siergiej Aleksiejewicz!
— Co to za Siergiej Aleksiejewicz? — chciał zapytać Stepan Arkadjewicz, lecz natychmiast przypomniał sobie o kim mowa.