Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/246

Ta strona została skorygowana.

Chłopak obejrzał się prędko na ojca.
— Przypominam sobie, mon oncle — odparł krótko, spoglądając na wuja; Stepan Arkadjewicz skinął na niego i wziął za rękę.
— Jakżeż ci się powodzi? — zapytał, chcąc porozmawiać z siostrzeńcem i nie wiedząc, w jaki sposób wszcząć rozmowę.
Chłopiec, rumieniąc się i nic nie odpowiadając, usiłował uwolnić swą rękę z ręki wuja. Gdy Stepan Arkadjewicz puścił go, Sieroża jak ptak, któremu otwarto klatkę, rzucił pytające spojrzenie na ojca i szybko wyszedł z pokoju.
Minął rok, gdy Sieroża widział się po raz ostatni z matką; od tego czasu ani razu nie słyszał o niej — w parę miesięcy potem dostał się do szkoły, gdzie zaprzyjaźnił się z kolegami. Przestał już zupełnie oddawać się marzeniom o matce, które stały się przyczyną jego choroby po widzeniu się z nią; starał się zagłuszyć w sobie wszelkie wspomnienia, będąc zdania, że przystoją one tylko dziewczynkom, a nie chłopcu, mającemu kolegów; wiedział, że pomiędzy ojcem a matką istnieje nieporozumienie, które rozłączyło ich; wiedział, że musi pozostawać przy ojcu, usiłował więc przywyknąć do tej myśli.
Spotkanie się z wujem, który przez swe podobieństwo przypomniał mu matkę, było mu nieprzyjemnem, gdyż wywoływało w nim wspomnienia, jakich się wstydził. Spotkanie to było mu tembardziej niemiłe, że z paru wyrazów, jakie dosłyszał, czekając pode drzwiami gabinetu, domyślał się, że ojciec i wuj rozmawiają zapewne o matce. I Sieroża starał się nie patrzeć na tego wuja, który przyjechał burzyć jego spokój, i usiłował nie myśleć nad tem, co on mu przypomina, gdyż nie chciał czynić ani wyrzutów ojcu, przy którym musiał pozostać, ani, przedewszystkiem, poddawać się rozczuleniu, gdyż uważał je za niegodne siebie.
Stepan Arkadjewicz pożegnał się z Aleksiejem Aleksandrowiczem zaraz po wyjściu Sieroży i, gdy na schodach