nie zna go do tego stopnia, iż pozwala sobie namawiać go, aby się żenił z księżniczką Sorokiną.
Będąc zazdrosną, Anna oburzała się na niego i szukała ciągle nowych powodów do oburzania się; winiła go o wszystkie przykrości, doznawane z powodu swego dwuznacznego położenia; nużące oczekiwanie, wśród którego, jak zawieszona między niebem a ziemią, spędzała cały czas w Moskwie; zwlekanie Aleksieja Aleksandrowicza z odpowiedzią, samotność: wszystko to wyrzucała jemu. Gdyby ją kochał naprawdę, usiłowałby zmienić koniecznie stan rzeczy. Jego to było również winą, że siedziała w Moskwie a nie na wsi, gdyż on nie chciał zakopać się w Wozdwiżeńskiem, jak ona życzyła sobie, i nie mógł obejść się bez towarzystwa znajomych, przez co narażał ją na nieprzyjemności, których całego ciężaru nie chciał rozumieć. I któż był winien, jeżeli nie on, że jest raz na zawsze rozłączoną ze swym synem?
Nie uspokajały jej nawet te rzadkie chwile pieszczot, jakie zdarzały się od czasu do czasu; w pieszczotach jego dostrzegała obecnie odcień spokoju, pewności siebie; odcieniu tego przedtem nie było, a drażnił on ją niewypowiedzianie.
Była szara godzina. Anna, oczekując na powrót Wrońskiego z proszonego kawalerskiego obiadu, chodziła po jego gabinecie (w pokoju tym dawał się najmniej słyszeć hałas uliczny), i przypominała sobie do najdrobniejszych szczegółów wczorajszą sprzeczkę. Przebiegając wstecz myślą całą rozmowę od pamiętnych jej, obraźliwych słów, do tego, co było ich powodem, Anna doszła nakoniec do początku kłótni i dość długo nie mogła dać wiary, aby nieporozumienie mogło wyniknąć z powodu takiej błahej, obojętnej dla nich obojga rozmowy; a jednak w rzeczy samej tak było. Początek był taki, że on zaczął pokpiwać sobie z żeńskich gimnazyów, mówiąc, że nie są na nic potrzebne, ona zaś poczęła je bronić. Wroński odezwał się z lekceważeniem o kształceniu kobiet i rzekł, że fizyka na nic nie jest potrzebną Hannie, młodej Angielce, wychowywanej przez Annę.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/264
Ta strona została skorygowana.