Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/270

Ta strona została skorygowana.

mi na to odrzekła, że kłamię i że jestem nieuczciwym człowiekiem.
— Tak!... i powtarzam, że człowiek co wyrzuca mi, że wszystko poświęcił dla mnie — zaczęła mówić, przypominając sobie znowu słowa jego, powiedziane podczas poprzedniej sprzeczki — że taki jest gorszym od człowieka nieuczciwego, gdyż jest bez serca.
— Na litość Boga! każda cierpliwość ma swoje granice! — krzyknął i puścił jej dłoń.
„Nienawidzi mnie, to rzecz widoczna“ — pomyślała i nie odzywając ani oglądając wyszła niepewnym krokiem z pokoju. „Kocha inną kobietę... to jeszcze jest bardziej widoczne!...“ — mówiła do siebie, wchodząc do swego gabinetu. „Chcę być kochaną, a nie jestem nią... a zatem wszystko skończone“ — powtórzyła powiedziane mu przed chwilą słowa — „i trzeba już raz położyć wszystkiemu koniec!“
„Ale jak?“ — zapytała po niejakim czasie i usiadła na fotelu przed lustrem.
Annie przychodziło do głowy bardzo wiele myśli; naprzód dokąd ma udać się: czy do ciotki, u której wychowywała się, czy do Dolly, czy za granicę; potem myślała, co on porabia teraz, siedząc sam w gabinecie, czy to jest już ostateczne nieporozumienie, czy też pogodzenie się jest jeszcze możliwem; co będą mówiły teraz o niej dawne jej petersburskie znajcme; jak będzie zapatrywał się na to Aleksiej Aleksandrowicz... jednem słowem roiły się jej w mózgu najróżnorodniejsze myśli, lecz nie całą swą duszę poświęcała im. Od czasu do czasu w umyśle jej powstawała jeszcze jedna mglista myśl, która ją szczególnie zajmowała, lecz, z której nie była w stanie zdać sobie dokładnie sprawy. Przypomniawszy sobie jeszcze raz o Aleksieju Aleksandrowiczu, przypomniała sobie zarazem i swą chorobę po przyjściu córki na świat i przeczucie, jakie miała wtedy. „Dlaczego ja nie umarłam?“ — stanęły jej w pamięci wyrazy,