Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

słuchając słów jego, tylko wpatrując się z przerażeniem w tego obojętnego i okrutnego sędziego, który zdawał się wyglądać z jego oczów i drażnić ją.
— Nie o to mi idzie — rzekła — i nie rozumiem nawet, w jaki sposób przyczyną mojego, jak ty powiadasz rozdrażnienia, może być okoliczność, że znajduję się zupełnie w twej mocy. Czy w tym wypadku może być mowa o niepewnem położeniu?... nie zdaje mi się...
— Żałuję bardzo, że nie chcesz zrozumieć — przerwał jej, upierając się, aby wypowiedzieć swą myśl — niepewność polega na tem, że tobie się zdaje, iż ja jestem niezależnym.
— O to możesz być zupełnie spokojnym — odparła, i odwróciwszy się od niego, zaczęła pić kawę.
Ujęła filiżankę i, zginając mały palec, podniosła ją do ust. Po wypiciu paru łyków, spojrzała na niego i z wyrazu jego twarzy nabrała przekonania, że i ręka i gest jej, i dźwięk, wydawany wargami przy piciu kawy, są mu wstrętnemi.
— Wszystko mi jedno, co myśli twoja matka i z kim ma zamiar ożenić cię — rzekła, stawiając drżącą ręką filiżankę.
— Ale my przecież nie o tem mówimy...
— Nie, właśnie o tem... i wierzaj mi, że dla mnie kobieta bez serca, bez względu na swój wiek, bez względu na to, czy to twoja matka, czy też obca ci osoba, jest mi najzupełniej obojętną i nie chcę jej znać wcale.
— Anno, proszę się nie odzywać w ten sposób o mojej matce!
— Kobieta, która nie odgaduje sercem, na czem polega szczęście i honor jej syna — niema serca.
— Powtarzam mą prośbę, abyś nie odzywała się lekceważąco o mej matce, którą ja poważam — rzekł, podnosząc głos i patrząc na nią surowo.
Anna na to nic nie odpowiedziała, a spoglądając bacznie na niego, na jego twarz, ręce, przypomniała sobie ze wszyst-