Gdy nalała sobie zwykłą dawkę opium i gdy pomyślała o tem, że należy tylko wypić całą flaszeczkę, aby umrzeć, śmierć wydała się jej taką łatwą i prostą, że znowu zaczęła myśleć z rozkoszą, jak on będzie martwić się po jej zgonie, żałować i kochać jej pamięć... ale wtedy już będzie za późno! Leżała na łóżku z otwartemi oczyma, przyglądając się przy świetle jednej drgającej świecy gipsowym ozdobom, poprzylepianym na suficie i cieniowi parawanu, odbijającemu się na ścianie, i wyobrażała sobie, co on pocznie, gdy ona już przestanie istnieć i pozostanie dla niego tylko wspomnieniem. „Że ja też mogłem przemawiać do niej tak szorstko?... — będzie myślał. — Że ja też mogłem wyjść z pokoju i nie odezwać się do niej! Teraz jednak już jej niema, odeszła od nas na zawsze. Ona tam“... Nagle cień parawanu zakołysał się, objął sobą cały sufit, inne cienie z drugiej strony pobiegły na spotkanie jego; na moment wszystkie one zbiegły się razem, potem ze zdwojoną szybkością rozsunęły się, zakołysały, zlały i wszystko zapadło się w ciemności. „Śmierć!“ — pomyślała Anna. I taki zdjął ją przestrach, że bardzo długo nie mogła zdać sobie sprawy, gdzie się znajduje, i długo, drżąc na całem ciele, nie mogła znaleźć zapałek, aby zapalić drugą świecę, gdyż ta wypaliła się już zupełnie i zgasła. „Nie... muszę żyć Przecież ja go kocham! To wszystko minie“ — mówiła, czując, że po policzkach płyną jej łzy radości z powrotu do życia, i aby uciec przed swem przerażeniem, udała się szybko do niego.
Wroński spał mocno w swym gabinecie. Anna podeszła ku niemu i oświecając z góry twarz jego, patrzała na nią długo. Teraz, gdy spał, kochała go do tego stopnia, że na widok jego nie mogła zapanować nad łzami rozczulenia, lecz wiedziała, że gdyby obudził się teraz, to rzuciłby na nią obojętne spojrzenie, pełne przeświadczenia o swej słuszności; wiedziała również, że zanim zacznie mówić o swej miłości, musi dowieść mu, że zawinił względem niej i przekonać go
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/280
Ta strona została skorygowana.