Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/283

Ta strona została przepisana.

powóz zajechał, jak otwierały się drzwi wchodowe i jak wyszedł, wrócił się jednak do sieni i ktoś biegł na górę po schodach. To kamerdyner wracał się po zapomniane przez Wrońskiego rękawiczki. Anna podeszła do okna i widziała, jak nie oglądając się zupełnie, wziął rękawiczki przyniesione przez kamerdynera, poczem oparł rękę na plecach stangreta i powiedział mu parę słów; nareszcie wsiadł do powozu, przyjął zwykłą swą pozę, to jest założył prawą nogę na lewą i, ubierając rękawiczki, znikł na rogu ulicy, nie rzucając ani jednego spojrzenia na okna jej pokoju.

XXVII.

„Pojechał! wszystko skończyło się już!“ — rzekła do siebie Anna, stając koło okna, i w odpowiedzi na to pytanie, ogarnęło ją wrażenie ciemności, jaka zapanowała, gdy wczoraj wieczorem zgasła świeca; stanął jej również w pamięci i sen widziany ostatniej nocy. Obydwa te wrażenia, łącząc się w jedno, napełniły jej serce zimnym jak lód przestrachem.
„Nie... to nie może być!“ — zawołała, przeszła przez pokój i mocno zadzwoniła.
Lękała się teraz do tego stopnia pozostawać samą, że nie czekając na przyjście lokaja, poszła na jego spotkanie.
— Proszę się dowiedzieć, dokąd hrabia pojechał — wydała polecenie.
Lokaj odparł, że hrabia pojechał do stajen.
— Hrabia kazał powiedzieć jaśnie pani, że powóz natychmiast powróci.
— Dobrze... zaczekaj. Napiszę zaraz kartkę, poszlesz z nią Michała do stajni... tylko niech się spieszy!
Siadła przy biurku i napisała:
„Przyznaję się do winy. Wracaj do domu, musimy się rozmówić. Na miłość Boską przyjeżdżaj czemprędzej, gdyż nie mogę dać sobie rady!“ — zapieczętowała list i oddała lokajowi.