Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/31

Ta strona została skorygowana.

w którym szli dotąd, i zaczęli zbliżać się ku gromadce dzieci. Wareńce było przykro i wstyd, jednocześnie lżej na sercu.
Powróciwszy do domu i raz jeszcze namyślając się nad kwestyą swych niedoszłych oświadczyn, Siergiej Iwanowicz przekonał się, iż rozumował poprzednio fałszywie i że nie może sprzeniewierzyć się pamięci Marie.
— Wolniej, dzieci, wolniej! — prawie z gniewem zawołał Lewin, stając przed żoną, aby zasłonić ją przed tłumem dzieci, które z okrzykami radości puściły się pędem na ich spotkanie.
Za dziećmi wyszedł z lasu Siergiej Iwanowicz z Wareńką. Kiti nie potrzebowała pytać się Wareńki, gdyż ze spokojnych, trochę zawstydzonych wyrazów ich spojrzeń, domyśliła się, że przypuszczenia jej nie sprawdziły się.
— No i cóż? — zapytał ją mąż, gdy wracali z powrotem do domu.
— Nie bierze jakoś — odpowiedziała, przypominając uśmiechem i sposobem odezwania się ojca swego, co Lewin zawsze zauważał w niej z pewną przyjemnością.
— Jakto nie bierze?
— A oto tak — odparła, biorąc rękę męża, podnosząc ją do ust i dotykając jej zamkniętemi wargami.
— U kogo nie bierze? — zapytał, śmiejąc się.
— U obojga. A trzeba, żeby tak właśnie...
— Chłopi jadą...
— Nie widzieli...

VI.

Gdy dzieci piły herbatę, dorośli siedzieli na balkonie i rozmawiali, jak gdyby nic niezwykłego nie zdarzyło się,, chociaż wszyscy, a szczególnie Siergiej Iwanowicz i Wareńka, wiedzieli bardzo dobrze, że zdarzył się pewien, chociaż niepożądany, w każdym jednak razie nadzwyczaj ważny fakt. Oboje doświadczali jednakowego uczucia, jakiego doznaje