Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/324

Ta strona została skorygowana.
VI.

Siergiej Iwanowicz nie telegrafował do brata o konie, gdyż nie był pewnym kiedy będzie mógł opuście Moskwę. Lewina nie było w domu, gdy brat i Katawasow, obydwaj zakurzeni od stóp do głów, w samo południe wynajętym tarantasem zajechali przed ganek. Kiti, siedząc na balkonie z ojcem i siostrą, poznała szwagra i zbiegła na dół przywitać się z nim.
— Że też pan nie wstydził się doprawdy nie zawiadomić nas — rzekła, podając rękę Siergiejowi Iwanowiczowi i nadstawiając mu czoło do pocałunku.
— Dojechaliśmy bardzo wygodnie i dobrze się stało, żeśmy nie narobili państwu kłopotu — odparł Siergiej Iwanowicz — tak się cały zakurzyłem, że obawiam się zbliżać do pani... nie miałem chwili wolnego czasu i nie wiedziałem nawet, kiedy będę mógł wyrwać się. A pani, jak zwykle — dodał z uśmiechem — napawa się cichem szczęściem w swej cichej zatoce, daleka i bezpieczna od wszelakich prądów... nasz przyjaciel, Teodor Wasiljewicz, wybrał się nareszcie.
— Ale ja nie jestem murzynem, ja się zaraz umyję i będę podobnym do człowieka — odezwał się Katawasow jak zwykle żartobliwie, podając rękę Kiti i w uśmiechu pokazując zęby, których białość szczególnie odbijała od twarzy, pokrytej warstwą czarnego kurzu. — Kostia ucieszy się nadzwyczaj; poszedł na folwark, ale lada chwila powróci.
— Ciągłe gospodaruje z zapałem... ma swą zatokę — rzekł Katawasow — a my w mieście po za serbską wojną o niczem więcej nie chcemy wiedzieć. Jakżeż zapatruje się na nią mój przyjaciel? Zapewne trochę inaczej, niż wszyscy.
— On tak sobie... jak wszyscy... — odparła Kiti trochę zakłopotana i obejrzała się na Siergieja Iwanowicza — zaraz poszlę po niego. Mamy u siebie ojca... powrócił niedawno z zagranicy.