Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/352

Ta strona została skorygowana.

cami i wypuścił; w sieni zdjął wiszącą na gwoździu siatkę, włożył ją na twarz i, trzymając ręce w kieszeniach, udał się do zagrody, za którą mieściły się ule; na środku w równych, regularnych rzędach stały stare ule, dawni i dobrzy jego znajomi, dzieje każdego z nich znał doskonale; po bokach, koło płotu, stały nowe, ustawione dopiero w tym roku.
Przed otworami uli brzęczały i igrały w powietrzu roje pszczół i trutni, a w pośród nich, wciąż w jednym kierunku, w stronę lasu, gdzie kwitły lipy, i z powrotem stamtąd do ula, przelatywały niezmordowane robotnice, spiesząc po plon lub wracając obciążone nim.
W uszach rozlegało się co chwila brzęczenie przelatującej prędko robotnicy lub darmozjada trutnia; od czasu do czasu zaś gwar wzmagał się, to pszczoły stojące na straży swego dobra, gotowe każdej chwili kłuć żądłami nieproszonego śmiałka, niepokoiły się. Stary pasiecznik strugał obręcze i tak był pochłonięty swem zajęciem, że nie zauważył nawet wejścia Lewina. Lewin też, nie odzywając się wcale do niego, zatrzymał się na środku pasieki.
Cieszył się, iż zdarzyła mu się sposobność spędzić chwilę sam na sam; chciał zebrać rozprószone myśli i zapomnieć trochę o rzeczywistości, dającej mu się odczuwać na każdym kroku.
Przypomniał sobie, że zdążył już rozgniewać się na Iwana, okazać bratu swą obojętność i niechęć, i lekceważąco odezwać się do Katawasowa.
„Czyżby to był tylko stan chwilowy, i czy minie on, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu? — pomyślał.
Ale natychmiast, gdy poprzedni nastrój ogarnął go znowu, przekonał się z radością, że zaszło z nim coś nowego i ważnego: rzeczywistość na chwilę tylko przyćmiła duchowy jego nastrój, lecz nie zburzyła go zgoła.