Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/360

Ta strona została przepisana.

— Nie spokój, lecz miecz przyniosłem, powiada Chrystus — odezwał się Siergiej Iwanowicz, przytaczając z Pisma św. ustęp najmniej zawsze zrozumiały dla Lewina.
— Tak... tak... — znowu powtórzył pasiecznik, odpowiadając na przypadkowo rzucone na niego spojrzenie.
— Przegrał pan z kretesem, pobiliśmy pana! — zawołał wesoło Katawasow.
Lewin zarumienił się z gniewu; nie gniewało go jednak bardzo, że został pobitym, większy gniew ogarniał go na myśl, że dał się wciągnąć do sprzeczki.
„Nie, ja nie powinienem spierać się z nimi — pomyślał — ich zasłaniają pancerze, których nic przeniknąć nie zdoła, a ja jestem zupełnie bezbronny.“
Wiedział, że ani brata, ani Katawasowa nie można przekonać, wiedział również, że nie może w żaden sposób podzielać ich poglądów. Dowodzenia ich stwierdzały, że poglądy ich są tem samem zaufaniem w swój rozum, które i jego mało co nie przyprowadziły do zguby. Nie mógł zgodzić się na to, aby dziesiątki ludzi, w liczbie których był i brat jego, miały prawo na podstawie tego, co im opowiadają setki nic nie mających do stracenia ochotników, twierdzić, że razem z gazetami są wyrazem ducha i woli narodu, i to w dodatku ducha, zachęcającego do zemsty i zabójstw; nie mógł zgodzić się na to twierdzenie, gdyż nie widział, aby naród, z którym miał nieustanną styczność, myślał w ten sposób; nie widział również, aby on sam (a nie mógł siebie uważać za nic innego, jak tylko za jednostkę, stanowiącą część norodu rosyjskiego) myślał w ten sposób; przedewszystkiem zaś dlatego, że razem z ludem nie wiedział, nie mógł wiedzieć tego, na czem polega ogólne dobro; wiedział jednak napewno, że osiągnięcie tego ogólnego dobra możebnem jest tylko wtedy, gdy przestrzegane są surowo prawa sprawiedliwości, znane wszystkim powszechnie. Wychodząc z tej zasady, nie mógł życzyć sobie wojny i głosić jej, a to bez względu na jej cel.