Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/361

Ta strona została przepisana.

Chciał jeszcze postawić zarzut, że, jeżeli ogólne przekonanie jest nieomylnym sędzią, to, wychodząc z takiej zasady, rewolucya i komuna mają te same racye bytu, co i ruch w kwestyi słowiańskiej. Wszystko to jednak były tylko myśli, które nie mogły niczego rozwiązać. Jedna tylko rzecz nie ulegała wątpliwości, że obecnie spór ten drażni Siergieja Iwanowicza, nie należy więc sprzeczać się; Lewin zamilkł zatem i zwrócił uwagę swych gości na zbierające się chmurki, doradzając prędki powrót do domu, zanim deszcz zacznie padać.

XVII.

Książę i Siergiej Iwanowicz siedli na bryczkę; reszta towarzystwa, przyspieszając kroku, wracała czemprędzej do domu.
Ale chmura nasuwała się szybko i trzeba było prawie biedź, aby zdążyć przed deszczem do domu. Obłoki, ciągnące nisko przed główną chmurą, czarne jak dym z kopciem, biegły po niebie z niezwykłą szybkością. Do domu było jeszcze ze dwieście kroków i lada sekunda należało spodziewać się ulewy.
Dzieci, wydając wesołe okrzyki, biegły naprzód. Darja Aleksandrowna, której nogi plątały się w spódnicach, nie szła już ale literalnie biegła, nie spuszczając na chwilę oka z dzieci. Mężczyźni szli dużymi krokami. Gdy pierwsza ciężka kropla upadła i odbiła się o żelazny dach, wszyscy byli już na schodach. Dzieci, a za niemi dorośli, wbiegli na werandę, rozmawiając wesoło.
— Gdzie jest Katarzyna Aleksandrowna? — zapytał Lewin Agafii Michajłownej, którą spotkał w sieni. Klucznica była obładowana chustkami i pledami.
— Zdawało mi się, że razem ze wszystkimi... — odparła.
— A Mitia?