Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/367

Ta strona została przepisana.

— A przedewszystkiem martwiło mię, że doznawałem daleko więcej obawy i politowania, niż przyjemności. Dopiero dzisiaj, gdym się przeraził nadzwyczaj podczas burzy, przekonałem się, do jakiego stopnia kocham dziecko.
Uśmiech zadowolenia zakwitł na ustach Kiti.
— Przestraszyłeś się więc bardzo? — zapytała. — I ja również... teraz, gdy już wszystko minęło, jestem jeszcze bardziej przerażona. Prawda, jaki ten Katawasow jest sympatyczny!... cały dzień dzisiejszy spędziliśmy nadzwyczaj przyjemnie. I ty, gdy zechcesz, potrafisz nadać stosunkowi swemu z Siergiejem Iwanowiczem taką serdeczną, ujmującą cechę... Powracaj już jednak do nich; po kąpieli bywa tu zawsze gorąco i duszno.

XIX.

Wyszedłszy z dziecinnego pokoju, Lewin znowu przypomniał sobie myśl, co do której nie zupełnie wyraźnie zdawał sobie sprawę.
Zamiast iść do salonu, z którego dobiegały go głosy rozmawiających, stanął na werandzie, a opierając się rękami o poręcz, zaczął przypatrywać się niebu.
Ściemniło się już zupełnie, a w południowej stronie nieba, na którą Lewin spoglądał, nie było chmur zupełnie. Chmury zasłaniały widnokrąg z przeciwnej strony. Od czasu do czasu rozjaśniała je błyskawica i dawał się słyszeć odległy grzmot. Lewin przysłuchiwał się miarowemu spadaniu kropel z lip, rosnących w ogrodzie, i spoglądał na widziany już tyle razy trójkąt gwiazd i na rozgałęzienie drogi mlecznej, przechodzącej przez środek trójkąta. Za każdym razem, gdy zamigotała błyskawica, nietylko droga mleczna, ale i jasne gwiazdy znikały; z chwilą jednak, gdy błyskawica gasła, pojawiały się one znowu na tych samych miejscach, jak rzucone czyjąś celną, niewidzialną dłonią.