— Katia, wyrządziłem ci krzywdę! Gołąbku mój, wybacz mi! Jestem waryat! Katia, to ja tylko jestem winien... czy można było robić awantury o takie głupstwo?...
— Żałuję cię bardzo...
— Mnie? mnie? że ja jestem waryat... w każdym razie dreszcz przebiega mnie na myśl, iż każdy pierwszy lepszy może zniweczyć nasze szczęście...
— Rozumie się, że to może oburzać.
— Więc ja naumyślnie zatrzymam go na całe lato i będę dla niego nadzwyczaj uprzejmym — mówił Lewin, całując jej ręce — przekonasz się. Jutro... a prawda, jutro wyjeżdżamy.
Na drugi dzień panie spały jeszcze, gdy przed ganek zajechała bryczka i wózek dla myśliwych. Łaska, która od samego rana wiedziała już, że pojedzie na polowanie, naszczekawszy się i naskakawszy do syta, siedziała teraz na bryczce koło woźnicy, spoglądając nieustannie na drzwi, w których myśliwi dość długo nie pokazywali się. Pierwszy wyszedł Wasieńka Wesłowski w ogromnych nowych butach, sięgających mu do połowy grubych ud, w zielonej bluzie przepasanej ładownicą z nowej, pachnącej skóry, w czapeczce ze wstążkami i angielską, nowiutką dubeltówką bez kurków. Łaska podskoczyła do niego, przywitała się z nim i wspinając się mu na piersi, zapytała po swojemu, czy reszta myśliwych prędko wyjdzie; nie doczekawszy się jednak żadnej odpowiedzi, wróciła na bryczkę i znowu usiadła spokojnie, przekręcając na bok głowę i podnosząc jedno ucho. Nareszcie drzwi otworzyły się znowu z trzaskiem i wybiegł z nich, kręcąc się i podskakując w powietrzu Krak, podpalany ponter Stepana Arkadjewicza, a za nim pokazał się i sam Stepan Arkadjewicz z dubeltówką w ręku i cygarem w ustach. „Leżeć, leżeć Krak!“ — wołał pieszczotliwie na psa, który