jeść drugie kurczę i odzyskując dobry humor. — No, teraz nasze nieszczęścia skończyły się już i wszystko pójdzie dobrze! Tylko ja za swoje winy powinienem siedzieć na koźle! Nie, nie... ja będę automedonem... zobaczycie panowie, jak was będę wiózł! — odpowiadał, nie chcąc oddać lejce, chociaż Lewin prosił go, aby puścił na kozioł stangreta. — Muszę odpokutować za moje grzechy i doskonale jest mi na koźle! — I Wasieńka zaczął powozić.
Lewin lękał się trochę, że Wesłowski zmęczy konie, szczególnie zaś lewego, gniadego, którego nie umiał trzymać, pomimowoli jednak uległ wesołości Wasieńki i przysłuchiwał się pieśniom, jakie Wasieńka wyśpiewywał przez całą drogę, lub opowiadaniom jego, jak należy powozić po angielsku, four in haud, i całe towarzystwo w jak najlepszych humorach zajechało na śniadanie do Gwoździewa.
Wasieńka jechał za prędko, tak, że na błota przyjechali zawcześnie, gdyż było jeszcze bardzo gorąco.
Dojechawszy do rozległych błot, głównego celu wycieczki, Lewin pomimowoli zaczął zastanawiać się nad tem, w jaki sposób możnaby najlepiej uwolnić się od Wasieńki i polować bez żadnych przeszkód. Stepan Arkadjewicz życzył sobie widocznie tego samego, i na twarzy jego Lewin widział zakłopotanie, jakie bywa zawsze u prawdziwych myśliwych przed polowaniem, i pewną, wrodzoną mu dobroduszną przebiegłość.
— Jakżeż my pójdziemy? błoto jest doskonałe, widzę nawet, że są i jastrzębie — rzekł Stepan Arkadjewicz, wskazując na dwa duże ptaki, zataczające kręgi w powietrzu — gdzie są jastrzębie tam zapewne musi być i zwierzyna.
— Czy widzicie, panowie — rzekł Lewin poważnie, podciągając buty i zakładając kapsle na panewki — czy widzicie tę kępę? — i wskazał na porośniętą ciemniejszą trawą