orzeszka i chłopa, co mu powiedział: „A ty nie oglądaj się na cudze żony, ale myśl o tem, aby mieć swoją“ — ta rada wydawała się Wesłowskiemu nadzwyczaj śmieszną.
— Wogóle jestem nadzwyczaj zadowolony z naszej wycieczki. A pan?
— I ja również — odpowiadał Lewin szczerze, ciesząc się, że obecnie nietylko nie był już wrogo usposobionym względem Wasieńki, ale owszem miał dla niego bardzo wiele sympatyi.
Na drugi dzień o dziesiątej rano, załatwiwszy już parę spraw gospodarskich, Lewin zapukał do pokoju Wesłowskiego.
— Entrez — zawołał Wasieńka. — Przepraszam, przed chwilą dopiero ukończyłem mes ablutions — rzekł z uśmiechem, stojąc w bieliźnie tylko przed Lewinem.
— Niech się pan nie krępuje... — Lewin siadł koło okna — jakżeż pan spał?
— Jak zabity. A dzisiaj czy mamy dobry dzień do polowania?
— Co pan pija rano: herbatę czy kawę?
— Nic... wstyd mi doprawdy; panie już pewno powstawały? Dobrze byłoby przejść się teraz... niech mi pan pokaże swoją stajnię...
Lewin zaprowadził gościa do ogrodu, zaszedł z nim do stajni, poczem pogimnastykowali się obydwaj, powrócili do domu i weszli do salonu.
— Świetne polowanie i masa wrażeń! — rzekł Wesłowski, podchodząc do Kiti, siedzącej koło samowaru. — Jaka szkoda, że panie są pozbawione tych przyjemności.
„To i cóż... musi przecież jakoś rozmawiać z panią domu“ — pomyślał Lewin, któremu znowu coś się nie podobało w uśmiechu, z jakim gość zwrócił się do Kiti, i w jego pewnym siebie sposobie zachowywania się.