Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/75

Ta strona została skorygowana.

Lewin nic mu nie odpowiedział i wyszedł z żoną.
— Cóż masz mi do powiedzenia? — zapytał po francusku Lewin.
Nie patrzał jej w twarz i nie chciał widzieć, że ona drżała cała i wyglądała na przybitą i przygnębioną.
— Ja... ja chciałam ci powiedzieć, że nie mogę już wytrzymać... że sprawia mi to męczarnie... — wyszeptała.
— Ludzie są tutaj w kredensie — rzekł gniewnie — nie rób więc scen.
— Chodźmy więc tutaj!
Stali w przechodnim pokoju, Kiti chciała wejść do sąsiedniego, lecz tam angielka miała lekcyę z Tanią.
— Chodźmy więc do ogrodu.
W ogrodzie spotkali ogrodniczka, gracującego ścieżki. Nie myśląc już o tem, że ogrodniczek widzi ją zapłakaną, a jego twarz wzruszoną, nie myśląc o tem, że wyglądają oboje jak ludzie, uciekający przed jakiemś nieszczęściem, biegli naprzód prędkimi krokami, czując, że muszą rozmówić się i przekonać nawzajem, spędzić parę chwil razem i uwolnić się w ten sposób od mąk, jakie cierpią oboje.
— Tak nie sposób żyć! To istna męka! Ja cierpię, ty cierpisz... i za co? — rzekła, gdy znaleźli nareszcie ustronną ławkę, stojącą na zakręcie alei, wysadzanej lipami.
— Jedną rzecz tylko powiedz mi: czy w jego tonie było cobądź niestosownego lub nieprzyzwoitego? — mówił, stając przed nią znowu z pięściami przy piersiach, jak wtedy w nocy.
— Było — odparła drżącym głosem. — Czy ty jednak nie widzisz, żem ja niewinna? Zaraz od samego początku chciałam go traktować, jak na to zasługuje, ale ci ludzie... po co on przyjechał?... byliśmy tacy szczęśliwi!... — mówiła, zalewając się łzami.
Ogrodniczek ze zdziwieniem zauważył, że chociaż nikt nie pędził za nimi, chociaż nie mieli przed kim uciekać i choć nic tak nadzwyczaj przyjemnego nie mogło im się