zdarzyć na tej ławce, powracają jednak koło niego do domu uszczęśliwieni i uspokojeni.
Lewin odprowadził żonę na górę i wszedł do pokoju Dolly. Darja Aleksandrowna, również jak i Lewin, miała tego dnia ciężkie zmartwienie; chodziła prędkimi krokami po pokoju i łajała z gniewem stojącą w kącie i zapłakaną, młodszą córeczkę.
— Będziesz stała cały dzień w kącie, będziesz jadła obiad w swoim pokoju, nie zobaczysz ani jednej lalki, nie sprawię ci nowej sukni — mówiła matka, nie wiedząc już, w jaki sposób ukarać dziewczynę.
— Paskudna dziewczyna! — zwróciła się do Lewina — nie pojmuję, skąd rozwijają się w niej te złe skłonności?...
— Cóż ona zrobiła takiego? — zapytał dość obojętnie Lewin, gdyż był niezadowolonym, że nie w porę przyszedł do Dolly w swych osobistych sprawach.
— Poszli we dwoje z Gryszą na maliny i tam... wstyd mi nawet powiedzieć, co ona zrobiła. Nie mogę odżałować miss Elliot... teraźniejsza bona nie dopilnuje dzieci, istna maszyna... Figurez vous, que la petite.
I Darja Aleksandrowna opowiedziała występek Maszy.
— To nie dowodzi niczego, to nie są wcale złe skłonności, ale zwyczajne zbytki — uspakajał Lewin Dolly.
— Ale ty też jesteś jakiś nieswój? Pocoś przyszedł? — zapytała Dolly.
— Co tam słychać? Ze sposobu, w jaki Dolly wypytywała się go, Lewin odrazu poznał, że rozmowa z nią pójdzie mu łatwo.
— Ja nie byłem tam... byłem w ogrodzie razem z Kiti... posprzeczaliśmy się po raz drugi od przyjazdu... Stiwy.
Dolly spojrzała na niego swemi mądremi oczyma, po których znać było, iż zrozumiała szwagra,