Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/77

Ta strona została skorygowana.

— Powiedz mi; moja kochana, tak z ręką na sercu, czy był, nie w Kiti, lecz w tym panu, ten ton, który może być nieprzyjemnym, a nawet przerażającym męża i uwłaczającym mu.
— Jak by ci to powiedzieć... Nie ruszaj się z kąta! — zwróciła się do Maszy, która dostrzegłszy słaby uśmiech na twarzy matki, odwróciła się. — Świat cały byłby zdania, że postępowanie jego jest bez zarzutu, i że ten pan robi tylko to, co inni młodzi ludzie. Il fait la cour à une jeune et jolie femme, mężowi zaś powinno się to podobać...
— Tak, tak... — rzekł Lewin z niechęcią — ale czy i ty zauważyłaś to?
— Nietylko ja, ale i Stiwa nawet, gdyż wręcz powiedział mi po herbacie: je crois, que Wesłowski fait un petit brin de cour à Kiti.
— Doskonale, teraz już wiem, jak mam sobie postąpić... powiem mu wręcz, żeby się wynosił — rzekł Lewin.
— Czyś zwarjował? — zawołała z przestrachem Dolly — co ci się stało? Kostia, opamiętaj się! — dodała z uśmiechem. — Możesz już iść do Fanny — zwróciła się do Maszy. — Jeżeli upoważniasz mnie, to ja powiem Stiwie, żeby zabrał go z sobą czemprędzej. Można powiedzieć, że spodziewamy się gości... w ogóle nie należy on przecież do naszego domu...
— Nie potrzeba, ja sam...
— Ale ty pokłócisz się z nim?...
— Ani myślę... owszem. Sprawi mi to ogromną przyjemność — odparł Lewin, uśmiechając się w rzeczy samej wesoło. — Przebacz już jej, Dolly! ona już więcej nie będzie — wstawiał się za małą przestępczynią, która, pomimo pozwolenia, nie szła do Fanny, a stała nieśmiało przed matką, patrząc na nią z ukosa i oczekując na jej spojrzenie.
Matka spojrzała na nią; dziecko rozpłakało się i przytuliło twarzyczkę do kolan matki; Dolly oparła na jej główce swą wychudłą, delikatną rękę.