niemi jechał Wroński, mając pod sobą karogniadego ogiera, którego ściągnął mocno cuglami.
Na końcu orszaku jechał maleńki człowiek w dżokejskim ubiorze. Świażski i księżniczka w nowiutkim szarabanie, zaprzężonym w dużego, karego rysaka, dopędzali gromadkę jeźdźców.
Oblicze Anny rozpromieniło się nagle uśmiechem szczęścia, gdy w drobnej, wsuniętej w głąb starego powozu postaci, poznała Dolly; wydała okrzyk radości, poprawiła się na siodle i puściła konia galopem. Zbliżywszy się do powozu, zeskoczyła bez niczyjej pomocy z konia i, unosząc amazonkę, podbiegła ku Dolly.
— Oczekiwałam, a nie śmiałam spodziewać się! A to dopiero uciecha! Nie możesz wyobrazić sobie mej radości! — wołała, przytulając swą twarz do twarzy Dolly i całując ją, to znów na chwilę odsuwając się od niej i spoglądając na nią z uśmiechem.
— Miła niespodzianka spotkała nas, Aleksieju! — rzekła, oglądając się na Wrońskiego, który rónież zeskoczył z konia i szedł ku nim.
Wroński, zdjąwszy z głowy wysoki, szary kapelusz, skłonił się Dolly.
— Nie uwierzy pani, jaką przyjemność sprawiła nam pani swym przyjazdem — odezwał się, nadając szczególne znaczenie swym słowom i pokazując w uśmiechu silne, białe, zdrowe zęby.
Wasieńka Wesłowski, nie zsiadając z konia, zdjął swą czapeczkę i wymachując wstążkami witał gościa.
— Księżniczka Barbara — odpowiedziała Anna na pytające spojrzenie Dolly, gdy szaraban zrównał się z niemi.
— A! — zauważyła Dolly, i w głosie jej dało się słyszeć niezadowolenie.
Księżniczka Barbara była ciotką jej męża, i Dolly znała ją już oddawna, nie lubiła jej jednak i nie poważała, gdyż wiedziała, że księżniczka Barbara całe swe życie siedziała
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/89
Ta strona została skorygowana.