Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom III.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

— Patrzysz na mnie — odezwała się — i zastanawiasz się, czy ja mogę być szczęśliwą w mem położeniu? I cóż mam ci powiedzieć? Wstyd mi przyznać się, lecz ja... ja jestem niewypowiedzianie szczęśliwa. Zaszło ze mną coś czarownego... jak we śnie, gdy śni się nam coś strasznego, nieprzyjemnego, i nagle budzimy się i przekonywamy, że tych wszystkich mar i straszydeł niema koło nas. Ja obudziłam się... pozostawiłam już za sobą wszystko, co mnie męczyło i czego bałam się, a teraz już oddawna, szczególnie od chwili, gdy jesteśmy z Aleksiejem tutaj, jestem nadzwyczaj szczęśliwa!... — rzekła, spoglądając z nieśmiałym uśmiechem na Dolly.
— Dzięki Bogu! — zauważyła Dolly z radością, pomimowoli jednak obojętniej, niż życzyła sobie. — Cieszę się, żeś szczęśliwa... ale dlaczego nie pisałaś do mnie?
— Dlaczego?... Dlatego, żem nie śmiała... zapominasz o mem położeniu...
— Do mnie? Nie śmiałaś?... Gdybyś wiedziała jak ja... Jestem pewną...
Darja Aleksandrowna chciała opowiedzieć, co myślała dzisiaj rano, lecz wydało się jej, że to opowiadanie nie będzie właściwem.
— A zresztą później pomówimy o tem. Co to za budynki? — zapytała, chcąc zmienić przedmiot rozmowy, i wskazała na czerwone i zielone dachy, które widać było z po za żywopłotu, utworzonego przez krzaki akacyi i bzu — całe miasto...
Anna jednak nie odpowiadała jej.
— Powiedz mi jednak szczerze, jak zapatrujesz się na moje położenie? co myślisz o mnie? — zapytała.
— Zdaje mi się... — zaczęła mówić Darja Aleksandrowna, lecz w tej samej chwili Wasieńka Wesłowski, który puścił konia galopem z prawej nogi, przegalopował koło nich, podskakując w swym krótkim żakieciku na zamszowem damskiem siodle. „Idzie, Anno Arkadjewno, idzie!“ —