Przypadek oceniany przezemnie z polecenia Wydziału lekarskiego. Dnia 25. III. 1896 zauważono niedaleko rzeźni miasteczka G. zwłoki ludzkie, leżące na oziminie zaledwie wschodzącej. Zwłoki te były zwłokami znanej w G. prostytutki Anny Białobok. Leżą one na wznak, przykryte spodnicami i fartuszkiem, z nogami na 50 ctm. rozstawionemi, z rękami rozsuniętemi na boki; ubrane są w koszulę, połatany kaftanik, w jeden damski a drugi męski bucik. Nowy fartuszek perkalowy o listewce przerwanej wraz ze zdartemi spodnicami leżą pod zwłokami i przykrywają częściowo ich nogi. Z jamy ust wydobywa się gęsta, krzepnąca krew, toż samo z oka lewego. Z obu stron koło zwłok na 2—3 kroków wydeptana ozimina; w odległości 40 kroków leży na trawniku chustka niewieścia, w odległości zaś 5 kroków od zwłok leży wydarta z jednej ze spodnic kieszeń. Na trawniku i błocie sąsiedniem widoczne są liczne ślady stóp, z których jedne, wyraźnie męskie, są oddalone od siebie o 1⋅30 m. do 1⋅50 m. wskazując, że powstały wśród biegu. Z jednego, najwybitniejszego z tych śladów sporządzono odlew gipsowy. Oględziny i sekcya zwłok wykazały, że denatka zmarła wskutek uduszenia przez zadławienie (ślady na twarzy i szyi w postaci otarć i sińców). Pochwy nie badano, macica była powiększoną przez włókniak podśluzowy. Obecne na miejscu zbrodni prostytutki wskazały na Pawła G., jako na sprawcę zbrodni, znały go bowiem z tego, że w czasie spółkowania, zwłaszcza gdy był nietrzeźwym, dusił je, ściskając pod gardło i uciskając im kułakami okolice podżebrzy. Paweł G., lat około 40, żonaty, robotnik w fabryce kwasu siarkowego, zaprzecza przy przesłuchaniu wszelkim poszlakom; wypiera się by wieczór przed krytycznem zajściem pił wódkę w szyku z denatką, nieumie wytłómaczyć, dlaczego nazajutrz po dokonaniu zbrodni zgolił swe rude bokobrody, dlaczego dał żonie swe spodnie do wyprania, przyznaje się natomiast do popełnionego na 14 letnim chłopcu rabunku i uszkodzenia cielesnego. Oględziny jego osoby wykazały na palcach rąk ślady obrażeń, które mogły powstać wskutek obrony ofiary. Ponieważ w więzieniu śledczem zachowywał się niespokojnie, raz płakał, to znów bez powodu się uśmiechał, po nocach nie sypiał i innym więźniom spać nie dozwalał, przeto poddano go badaniu pod względem stanu umysłowego. Znawcy Dr. M. i K. orzekli w obszernym wywodzie, że „G. jest człowiekiem popędowym; sam akt duszenia odbywał się odruchowo, wprawdzie ze świadomością obwinionego, lecz takowy nie miał dosyć siły woli, aby się oprzeć złemu popędowi“. Sąd w I. nie zadowolnił się tem orzeczeniem i zażądał opinii Wydziału lekarskiego, przesyłając wraz z aktami samego obwinionego do obserwacyi. Obserwacyę tę podjęliśmy w tutejszem więzieniu wspólnie z prof Żuławskim. Z aktów śledczych wynika, że badany, znany między prostytutkami w G. pod nazwą „dusiciela“, dusi także własną żonę w czasie coitus (anonimowe doniesienie do prokuratoryi, żona jego bowiem i rodzina uchylili się od zeznań), że chcąc zaspokoić swój widocznie wygórowany zwłaszcza w stanie nietrzeźwym popęd płciowy, nie stara się w zwykły sposób o względy napotkanych kobiet prostytutek, lecz czatuje na nie w okolicznym lasku, chwyta je przemocą, powala na ziemię i w brutalny sposób do aktu zmusza. Jako mąż i ojciec dwojga dzieci nie dba o swą rodzinę, zarobek swój przejada i przepija sam, jest niebezpiecznym zawadyaką (zeznanie żandarmeryi), ulega w r. 1887 karze za pobicie swego stryja, w r. 1893 i 1896 za opilstwo, w r. 1895 za zranienie nożem sąsiada, gdy ten go prosił, aby gęsiom swym nie dozwolił czynić w polu szkody, wreszcie w roku 1896 za rabunek i uszkodzenie ciała. Pod względem fizycznym jest to mężczyzna w sile wieku, dobrze zbudowany i odżywiony. Czaszka jego krótka (brachiocephalia), twarz płaska, nos krótki, głęboko osadzony, żuchwa i mięśnie żwacze silnie rozwinięte, zęby rzadko ustawione, zewnętrzne górne siekacze uderzająco małe, jakby dziecinne. Źrenice dobrze oddziałują na światło; czucie, odruchy, wzrok, słuch
Strona:Leon Wachholz - O morderstwie z lubieżności.djvu/24
Ta strona została przepisana.