fantastyczność, dodaje, że jednak nie można wykluczać możliwości otrucia trującemi wonidłami, albowiem działają one na zmysł powonienia, który jest tak blizkim mózgu, zbiornika wszelkich zmysłowych wrażeń. Dlatego, jego zdaniem, mógł był papież Klemens VII.[1] umrzeć wskutek otrucia dymem niesionej przed nim, a zatrutej pochodni. Cesarz[2] Leopold I. uległ zatruciu świecą woskową, dostarczoną przez jezuitów, a tylko bystrości umysłu i energicznej pomocy Garelliego i Borriego udało się od śmierci ocalić cesarza. Dwa ostatnie przypadki otrucia nie należą do nieprawdopodobnych, gdyż w pierwszym z nich dym pochodni, zawierajmy tlenek węgla, mógł wywrzeć trujące działanie; wszak wiemy, że dymem kopcącej lampy można uledz zaczadzeniu, jak to się zdarzyło w przypadku, wspomnianym niedawno przez Puppego[3]; w drugim zaś stwierdzono, że świeca była zarobiona arszenikiem, który w ciepłocie płonącej świecy, przestalając się jako taki w formie białawej mgły, wdechany, musiał działać trująco. Van Hasselt[4] tłómaczył zatrucie świecami, których knoty były zaprawiane arszenikiem, (tak zwane „bougies de l’étoile)“ powstawaniem przy paleniu się ich silnie trującego gazu arsenowodorowego; tłómaczenie to zbił Galtier, wykazawszy osadzający się z takiej świecy płonącej na sprzętach biały proszek arszeniku. Jeszcze około roku 1840 dodawano arszenik do świec stearynowych, aby mogły równomiernie krzepnąć; arszenik znajdowano wówczas w papierze, użytym do ich pakowania[5].
Arsen i jego związki, zwłaszcza z siarką, były, jak już nadmieniłem, znane w starożytności pod różnemi nazwami, zwłaszcza pod nazwą „sandaraca“ i „arsenicum“, chociaż