Strona:Leopardi - Myśli.pdf/27

Ta strona została uwierzytelniona.

wychodzą tak źle, ani tak śmiesznie, jak kiedy podrabiają zwykłą afektacyę innych.

XX.

Gdybym miał geniusz Cervantesa, napisałbym książkę, zapomocą której, tak jak on Hiszpanię od naśladowania błędnych rycerzy, oczyściłbym Włochy, ba cały świat cywilizowany od błędu, co nawet przy zachowaniu szacunku dla łagodności zwyczajów obecnych i, sądzę, także na wszelki inny sposób, nie może wydać się mniej okrutny, ni mniej barbarzyński od jakiejkolwiek resztki dzikości średniowiecznej, smaganej przez Cervantesa. Mówię o wadzie czytania lub wygłaszania innym własnych utworów. Wada to bardzo stara i w wiekach minionych była znośna, bo rzadka. Lecz dziś, kiedy tworzą wszyscy i kiedy najtrudniejszą rzeczą jest znaleźć kogoś, ktoby nie był autorem, stała się ona biczem, klęską publiczną i nowem utrapieniem ludzkości. I nie jest żartem, jeno szczerą prawdą, że, z powodu niej, znajomości budzą podejrzenia, a przyjaźni są niebezpieczne.
Niema teraz nigdzie miejsca, gdzieby jakiś niewinny nie musiał lękać się napaści i, przydybany zaraz na tem miejscu, lub powleczony dokądindziej, mógł uniknąć męki słuchania prozy bez końca, lub tysięcy wierszy, nie już pod pozorem, że napastnik chce słyszeć jego sąd, (pozór ten już oddawna było w zwyczaju podawać jako motyw takich