Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

Przypomnienie to wydało się Piotrowi Iwanowiczowi zupełnie na miejscu, przynajmniéj w zastosowaniu do niego. Zrobiło mu się naraz dziwnie nieprzyjemnie. Nie namyślając się dłużéj, przeżegnał się po raz ostatni, i trochę może za pośpiesznie, jak mu się samemu zdawało, skierował się ku drzwiom.
Szwarc z cylindrem w obudwóch ręku, którym się bawił niedbale po za plecami, oczekiwał na niego w przechodnim pokoju. Jedno spojrzenie na jego starannie ubraną elegancką postać podziałało orzeźwiająco na umysł Piotra Iwanowicza. Zrozumiał, że Szwarc wyższym jest nad to, co ich otacza, i bynajmniéj się nie poddaje przykrym wrażeniom. Cała jego osobistość zdawała się mówić: „Smutny wypadek, który spotkał Iwana Iljcza, nie może być uważanym za dostatecznie ważny dla naruszenia porządku zwykłych posiedzeń, t. j. nie może nam przeszkodzić otworzyć świeżej talii w chwili, gdy lokaj rozstawi stół i poda nieopalone świece. Wogóle niéma najmniejszéj podstawy mniemać, aby wypadek ten miał być przeszkodą w przepędzeniu dzisiejszego wieczoru w sposób równie przyjemny, jak zwykle.“ W tym téż duchu szepnął coś przechodzącemu Piotrowi Iwanowiczowi, proponując przyłączenie się do partyi u Teodora Wasiljewicza.
Widocznie jednak losy nie chciały dać dzisiejszego wieczoru siąść do kart Piotrowi Iwanowiczowi. We drzwiach, razem z innemi damami, ukazała się Praskowia Teodorówna. Niewielkiego wzrostu, pełna, i pomimo wszelkich usiłowań, nabierająca coraz więcéj tuszy, w grubéj żałobie i koronkowym welonie, z tak samo dziwnie podniesionemi brwiami, jak kobieta, którą widział stojącą przy trumnie, zwróciła się do obecnych, i wskazując na drzwi pokoju nieboszczyka, rzekła uroczyście:
— Proszę, nabożeństwo zaraz się zacznie.
Szwarc skłonił się w sposób nieokreślony, oczywiście, nie przyjmując i nie odrzucając zaproszenia. Praskowia Teodorówna, spostrzegłszy Piotra Iwanowicza, z westchnieniem zbliżyła się do niego.