Po chwili, wdowa otarła nos i oczy, stłumiła ogarniające ją wzruszenie, i po pewnych omówieniach wypowiedziała nareszcie to, o co jéj widocznie głównie chodziło. Interes zasadzał się na tém, aby z powodu śmierci męża, uzyskać od rządu, tytułem wsparć i kosztów, jak najwięcéj pieniędzy. Ale widać było jednocześnie, że Praskowia Teodorówna zbadała już tę sprawę gruntownie, że wie więcéj od niego, i że wszystko, co można było uzyskać, ona już uzyskała.
Piotr Iwanowicz zastanowił się, pomyślał przez chwilę, bąknął o niewłaściwéj w podobnych wypadkach oszczędności rządu, i przyznał, że nic więcéj zrobić już niepodobna.
Wdowa westchnęła i zaczęła myśléć o pozbyciu się bezużytecznego gościa. On to zrozumiał, zagasił papierosa, wstał, pożegnał się i wyszedł do przedpokoju.
W jadalni, w któréj duży starożytny zegar, ulubieniec nieboszczyka, przypomniał mu znów przyjaciela, Piotr Iwanowicz znalazł już księdza, kilku znajomych, przybyłych na nabożeństwo żałobne, i córkę Iwana Iljicza, młodą, ładną, panienkę.
Wysoka i szczupła, wydawała się jeszcze szczuplejszą w żałobie. Twarz jéj miała wyraz ponury, zdecydowany, prawie gniewny. Ukłon, którym powitała Piotra Iwanowicza, był sztywny i niechętny. Za nią, z równie obrażoną miną, stał młodzieniec, znajomy Piotra Iwanowicza sędzia śledczy, podobno jéj narzeczony.
Piotr Iwanowicz skłonił się im w milczeniu i chciał przejść do pokoju zmarłego, gdy naraz w kącie spostrzegł małego gimnazistę, syna Iwana Iljicza, rażąco podobnego do ojca. Był to mały Iwan Iljicz, taki, jakim go Piotr Iwanowicz pamiętał jeszcze w szkołach. Oczy chłopca były zapłakane, wyraz twarzy zakłopotany i chmurny. Piotr Iwanowicz przywitał go skinieniem głowy i przeszedł do pokoju zmarłego.
Zaczęło się nabożeństwo: blask świec, zapach kadzidła, jęki, płacze, łkania.
Piotr Iwanowicz stał nieruchomy, nie patrząc na niebosz-
Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.