przykrości i nieporozumień domowych, nadawanie im charakteru, o ile można, najmniéj szkodliwego. Osiągał go, coraz rzadziéj przepędzając czas w kole rodzinném, a gdy był do tego zmuszony, starał się ubezpieczać swój spokój obecnością osób trzecich.
Najlepszą jednak ucieczką Iwana Iljicza była służba. Całe zadanie jego życia skupiło się teraz w obowiązkach urzędowania. To go pochłaniało całego. Świadomość złożonéj w jego ręce władzy, pozwalającéj mu zgubić każdego, kogoby zgubić zapragnął, powaga, nawet zewnętrzna, zarówno w sądzie, jak wobec podwładnych, uznanie zwierzchników, a co najważniejsza, istotny talent prowadzenia spraw, o czém był sam przeświadczony: wszystko to, łącznie z towarzystwem kolegów, proszonemi obiadami i wistem, zapełniało mu życie i wystarczało zupełnie. Wogóle egzystencya Iwana Iljicza ułożyła się tak, jak sądził, że ułożyć się była powinna: przyjemnie i wygodnie.
Tak znowu upłynyło lat siedem. Najstarsza córka miała lat 16-cie, jedno jeszcze dziecko umarło, a najmłodszy chłopczyk, chodzący do gimnazyum, stanowił kość niezgody między rodzicami. Iwan Iljicz chciał go umieścić w szkole prawa, a matka, na złość, oddała go do gimnazyum.
Córka wychowywała się w domu i wyrastała pięknie: chłopiec uczył się dobrze.
Tak upływało życie Iwana Iljicza, przez całe lat 17-cie, od chwili jego wstąpienia w stan małżeński. Zaliczał się już do rzędu starych prokuratorów, i w oczekiwaniu należnego mu awansu, odrzucał niejednokrotnie propozycye zmian i tranzloka-