Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

radząc się jéj, czy na tę intencyą nie wypadałoby urządzić jakiéj szlichtady, lub zabawy z widowiskiem amatorskiém.
Tak żyli. Czas ubiegał bez zmiany i wszystko było dobrze.




ROZDZIAŁ IV.

Wszyscy byli zdrowi, trudno bowiem nazwać chorobą, że Iwan Iljicz skarżył się niekiedy na nieprzyjemny smak w ustach i dziwną dolegliwość w boku.
Nie był to ból nawet, lecz ciężar jakiś w boku, wywołujący rozdrażnienie nerwowe, a z niem zły humor.
Ten właśnie zły humor, przybierając coraz większe rozmiary, zaczął psuć z czasem harmonią i ustalony w rodzinie Gołowinów porządek. Mąż z żoną coraz częściéj spierał się znowu, zniknęła wesołość i swoboda, a przyzwoitość z trudem utrzymywała się tylko na pozorach. „Sceny“ następowały po sobie w coraz bliższych odstępach, i znów pozostały tylko „wysepki zgody,“ na których małżeństwo spotykało się niekiedy bez gniewu.
Praskowia Teodorówna nie bez podstawy zaczęła utrzymywać, że mąż jéj ma przykry charakter. Z właściwą sobie przesadą powtarzała, że charakter Iwana Iljicza zawsze był taki okropny, i że tylko dzięki swéj łagodności znosić go mogła cierpliwie w ciągu lat dwudziestu.
Prawda, że teraz on zwykle rozpoczynał kłótnie. Czepiał się byle czego, zwykle przed samym obiadem, albo przy zupie. Czy to spostrzegł uszkodzone naczynie, czy podano źle przyrządzoną potrawę, czy to syn łokieć położył na stole, czy