śmiertelniku, oddaj się tylko w nasze ręce, a my już odgadniemy, co ci jest, co i jak zrobić potrzeba; tu niema żadnéj kwestyi, człowiek zawsze tylko machina!“
Zupełnie jak wszędzie. Jak on tam przemawiał i patrzał na oskarżonych, tak znakomity doktor przemawiał i patrzał na niego.
Doktor mówił: „Taki a taki symptomat wskazuje, że choroba musi być taką, a taką, lecz jeśli to, owo i tamto nie potwierdzi mego przypuszczenia, to trzeba będzie postawić inną, hypotezę...“ i t. d.
Dla Iwana Iljcza jedno tylko pytanie było ważném; czy stan jego jest niebezpieczny? — lecz doktor zdawał się właśnie pomijać to niestosowne pytanie. Z jego punktu widzenia było ono zupełnie zbyteczném; chodziło tylko o rozstrzygnięcie dwóch prawdopodobieństw: latającéj nerki i chronicznego kataru żołądka. Nie chodziło przecież o życie, lecz o zbadanie i zdefiniowanie choroby, — o rozstrzygnięcie wątpliwości, co do kataru kiszek i latającéj nerki.
I wątpliwość tę doktor wobec Iwana Iljicza rozstrzygnął świetném rozumowaniem na korzyść kataru, — zupełnie tak samo jak on, Iwan Iljicz, tysiączne w sądzie rozstrzygał kwestye innego rodzaju, równie zadziwiającą wymową. Doktor zadowolony z dowodzenia swego, tryumfująco i wesoło zarazem spojrzał przez wierzch okularów na pacyenta, lecz ten ostatni wyprowadził ztąd wniosek, że jest źle z nim bardzo. Doktorowi i innym może to być obojętne, ale z nim niedobrze. Ten przykry wniosek dotknął go boleśnie i wywołał uczucie litości nad samym sobą, a zarazem gniew głuchy na doktora, który tak obojętnie pomijał stronę najważniejszą.
Z westchnieniem podniósł się z miejsca, położył na stole pieniądze i rzekł głosem, jak mu się zdawało, spokojnym:
— Chorzy prawdopodobnie dość często zadają panu niewłaściwe pytania; chciałbym jednak wiedzieć, czy choroba moja zalicza się do niebezpiecznych?...
Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.