Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/39

Ta strona została uwierzytelniona.

Doktor spojrzał na niego surowo jedném okiem przez okulary, jak gdyby chciał powiedzieć: „Oskarżony, jeżeli twoje pytania przekraczać będą w ten sposób wyznaczone granice, będę zmuszony rozkazać, aby cię wyprowadzono z sali posiedzeń.“
— Powiedziałem już panu wszystko, co uważałem za potrzebne i właściwe, — rzekł głośno. — Resztę wyjaśni dalsze badanie choroby.
I skłonił się na znak pożegnania.
Iwan Iljicz wyszedł powoli, niepewnym krokiem, wsiadł do sanek i pojechał do domu zgnębiony.
Przez całą drogę nie przestawał rozbierać i przypominać sobie słów lekarza, starając się jego niejasne, specyalne zdania i wyrazy przełożyć na zwykły, dla wszystkich zrozumiały język, i znaleźć w nich odpowiedź na dręczące go zapytania: źle, bardzo źle, czy głupstwo?
I zdawało mu się, że sens ostateczny wszystkich uczonych dowodzeń wypadł dla niego niepomyślnie.
Ulice wydały mu się smutnemi. Smutni byli dorożkarze, przechodnie i sklepy; wszystko było jakieś posępne. A w boku ból głuchy, nieustanny, dręczący, nie dający pokoju na jednę sekundę, w oświetleniu niejasnych słów doktora nabierał zupełnie innego, nierównie poważniejszego znaczenia. Iwan Iljicz badał go teraz z nowém, przygnębiającém uczuciem.
Przyjechawszy do domu, zaczął rzecz całą opowiadać żonie. Praskowia Teodorówna słuchała uważnie. Lecz właśnie w środku opowiadania zjawiła się Liza w kapeluszu i okryciu; obie z matką wychodziły na miasto. Córka z widocznym przymusem usiadła i zaczęła słuchać, ale nie wytrzymała długo i podniosła się niebawem.
— Jestem bardzo rada, że się tak stało, — rzekła żona. — Teraz pamiętaj tylko brać regularnie lekarstwo. Daj mi receptę, poszlę zaraz z nią Herasima do apteki.
I poszła się ubierać.