W sądzie Iwan Iljicz zauważył też dziwną zmianę w stosunkach swoich z kolegami. Raz zdawało mu się, że patrzą na niego, jak na człowieka, po którym wkrótce ma zawakować posada, to znów, że każdą wzmiankę o chorobie przyjmują z uśmiechem niedowierzania. Bliżsi znajomi pozwalali sobie nawet żartować z jego dolegliwości, jak gdyby to, co się z nim działo, to coś nieznanego, przerażającego, co wysysało z niego życie i ciągnęło go w przepaść nieubłaganie, — jak gdyby to był odpowiedni przedmiot do żartów. Szwarc w szczególności swém usposobieniem wesołém, swym szykiem i światowością, przypominającemi mu jego własną osobistość z przed lat dziesięciu, drażnił go najwięcéj.
Innym razem schodzili się przyjaciele rozerwać chorego, urządzić mu partyjkę. Zasiedli, rozdano karty, ułożono podług kolorów. Iwan Iljicz ma siedem kart od asa; powiedział „karo.“ Partner rzekł: „bez atu,“ i karo podtrzymał. Czegóż więcéj potrzeba? Szlem. Lecz naraz Iwan Iljicz uczuwa nieprzyjemny smak w ustach, ból w boku, robi mu się jakoś dziwnie, i szlem przestaje go cieszyć.
Spogląda na partnera i widzi, jak on zagrywa, uderzając o stół energicznie, jak łaskawie, ze szczególną delikatnością, powstrzymuje się od zbieraniu lew, jemu zostawiając tę przyjemność, jak mu to ułatwia i karty przysuwa.
— „Czy sobie wyobraża, żem już tak słaby, iż ręki wyciągnąć nie mogę?“ — myśli Iwan Iljicz i zapomina ile wyszło atutów, atutuje zupełnie zbytecznie i wpada bez trzech na szlema.
Widzi, ile to kosztuje Michała Michałowicza, jak on na tém cierpi, — a jemu samemu jest to zupełnie obojętne. To go przeraża: dlaczego mu takie rzeczy są obojętne? dlaczego go to nie martwi?
Inni widać spostrzegają, co się z nim dzieje.
— „Przestańmy — mówią, — możemy zaczekać. Odpocznij pan trochę, jeżeli jesteś zmęczony.“
Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.