Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

— Herasimie, spytał z pewném onieśmieleniem, czy masz teraz pilną robotę?
Herasim, który już nauczył się w mieście rozmawiać z państwem, wyprostował się, i patrząc prosto w oczy Iwana Iljicza, odparł:
— Nie, proszę pana, tylko drzewa na jutro narąbać.
— No, to potrzymaj mi nogi tak, jak poprzednio... dobrze?
— Jak pan rozkaże.
I Herasim ujął znów nogi Iwana Iljicza, co choremu zaraz przyniosło ulgę. Zdawało mu się, że w téj pozycyi nie doznaje zupełnie cierpienia.
— A jakże z drzewem?
— Niech pan będzie spokojny, — zrobię jeszcze, co trzeba.
Iwan Iljicz kazał Herasimowi usiąść, umieścił mu nogi na kolanach i wdał się z nim w rozmowę. I dziwna rzecz, ciągle mu się zdawało, że mu lepiéj, a rozmowa z Herasimem, w co nigdyby przedtém nie uwierzył, sprawiła mu przyjemność.
Odtąd wzywał do siebie często Herasima, opierał mu nogi na ramionach, rozmawiał i przebywał z nim chętnie. Chłopak spełniał wszystko cierpliwie, z gotowością i dobrocią, które wzruszały chorego. Zdrowie, siła, energia życia, drażniące go w innych ludziach, w Herasimie nie raziły go wcale, a nawet oddziaływały nań uspokajająco.
Jedną z największych męczarni Iwana Iljicza był fałsz i pozorna nieświadomość jego stanu, w któréj go utrzymywano. Otaczający dobrze wiedzieli, że stan ten jest rozpaczny, lecz ukrywali przed nim starannie i przy każdéj sposobności wmawiali w niego, że polepszenie jest jeszcze możliwe i oczekiwane. Zachęcali go do ścisłego wykonywania kuracyi, zalecali spokój, mówili o nowych metodach leczenia. A on czuł, wiedział, — że wszystko to nieszczere, że nikt i nic nie zdoła mu przywrócić uciekającego życia. I fałsz ten wobec zbliżającéj się śmierci, w przededniu tak wielkiego aktu, wydawał mu się czémś potwornym, czémś, co znaczenie téj chwili sprowadzało do poziomu