Doktor, wyjeżdżając, żegnał Iwana Iljicza z wyrazem twarzy poważnym, ale niepozbawionym nadziei. Na nieśmiałe pytanie chorego, postawione głosem drżącym, z oczyma błyszczącemi strachem i nadzieją, odpowiedział w słowach nader oględnych, że jakkolwiek stan jest bardzo poważny, ale możność wyleczenia nie powinna być wykluczoną. Błysk nadziei w oczach Iwana Iljicza, kiedy niemi przeprowadzał doktora, robił tak smutne wrażenie, że nawet Praskowia Teodorówna nie mogła zapanować nad sobą, — i płakała. Ale przypomniała sobie zaraz obowiązki, i wyszła z pokoju, aby wręczyć honoraryum odjeżdżającemu lekarzowi.
Nadzieja, obudzona słowami znakomitego doktora w sercu Iwana Iljicza, trwała niedługo i zgasła razem z odejściem znakomitości. Chory pozostał sam. Wkoło niego i w nim samym nic się nie zmieniło. Ten sam pokój, obrazy, firanki i obicia, te same myśli i uczucia, ten sam ból i cierpienie. Zaczął jęczéć i skarżyć się coraz głośniéj. Wstrzyknięto mu morfinę, i zapomniał o wszystkiém na chwilę.
Zmrok już zapadał, kiedy się ocknął z tego snu sztucznego. Przyniesiono mu obiad. Wypił z przymusem filiżankę bulionu. I oto znowu dzień minął i noc następuje.
Około siódméj weszła do pokoju Praskowia Teedorówna, ubrana pobalowemu, w sukni wyciętéj, ze śladami pudru na twarzy. Jeszcze zrana wspominała mężowi, że jedzie dziś z córką do teatru. Przejeżdżająca Sara Bernhardt, dawała szereg widowisk, i Iwan Iljicz sam nalegał, ażeby wzięły abonament. Teraz zapomniał o tém, i niezwykły strój żony podrażnił go i rozgniewał. Ukrył jednak obrazę i niezadowolenie, przypomniawszy sobie, że sam na to nastawał, ze względu na estetyczne, wychowawcze znaczenie teatru.
Praskowia Teodorówna weszła zadowolona z siebie, ale napozór przejęta poczuciem swéj winy. Usiadła, spytała o zdrowie, nie dlatego jednak, aby była ciekawą odpowiedzi, lecz tak, dla zwyczaju. Potém zaczęła się niezwłocznie usprawiedliwiać
Strona:Lew Tołstoj - Śmierć Ivana Iljicza.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.