Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/101

Ta strona została przepisana.

„Jeżeli nie to, to rozbić trzeba“, i uderz po tej sztuce, a potem zanieś ją do rzeki, rozbij i rzuć w wodę.
Wtedy i żonę wrócisz, i łzy moje osuszysz“
Pożegnał się z babką Emeljan, poszedł, potoczył kłębek. Toczył — toczył, przyprowadził go kłębek nad brzeg morza. A nad morzem miasto wielkie. Na skraju dom wielki. Wprosił się Emeljan do domu tego na noc. Zgodzili się. Położył się spać. Rano wcześnie się obudził — słyszy — ojciec wstał, budzi syna, posyła drwa rąbać. A syn się nie słucha.
— Wcześnie — mówi, — jeszcze zdążę.
Słyszy, — matka z pieca mówi:
— Idź synku, ojca kości bolą. Czyż on sam ma iść?.. Czas już.
Poruszał tylko ustami syn i znów zasnął. Dopiero co usnął, gdy naraz zagrzmiało coś, zatrzeszczało na ulicy.
Zerwał się syn, ubrał się i wybiegł na ulicę. Zerrwał się i Emeljan, pobiegł za nim zobaczyć, co to tak grzmi i czego się syn więcej niż ojca, matki słucha.
Wybiegł Emeljan, widzi, — chodzi po ulicy człowiek, nosi przed sobą sztuczkę okrągłą, bije w nią pałeczkami.
Ona też i grzmi; jej to się syn posłuchał. Podbiegł Emeljan, zaczął przyglądać się tej sztuce. Widzi: okrągła, jak szpulka,