Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/36

Ta strona została przepisana.

je, nie mogąc im służyć temi spssobami, które stanowią wyjątkową właściwość człowieka i zbliżają go do bogów. Oni nie będą posiadać ani świątyń, ani posągów, ani teatrów, ani muzeów. Oni mówią, że to im niepotrzebne. Najłatwiejszy sposób nie wstydzenia się swego poziomu umysłowego — to pogardzać wyżynami, co oni też i robią. Są bezbożnikami. Nie znają bogów i mięszania się w ich sprawy ludzkie. Dla nich istnieje tylko Ojciec ich Nauczyciela, którego oni nazywają i swoim Ojcem, i Sam Nauczyciel, według ich pojęć, rozjaśniający im wszystkie tajemnice życia. Nauka ich — marne oszukaństwo! Zrozum jedno, — nauka nasza mówi: świat opiera się na bogach, bogowie opiekują się ludźmi. Ludzie zaś, dlatego, ażeby żyć dobrze, powinni czcić bogów i sami szukać i myśleć, — i dlatego kierują życiem naszem: z jednej strony wola bogów, z drugiej połączona mądrość całej ludzkości. My żyjemy, myślemy i szukamy, i dlatego dążymy do prawdy. Oni zaś nie mają ani bogów, ani ich woli, ani mądrości ludzkości, a tylko jedno — ślepą wiarę w swego Ukrzyżowanego Nauczyciela, i we wszystko to, co On im powiedział. Zważ za tem, który kierownik jest poważniejszy: wola bogów i połączona wolna działalność mądrości ludzkiej, lub też przymusowa ślepa wiara w słowa jednego człowieka?
Juljusz był zdumiony tem, co powiedział mu nieznajomy, i w szczególności ostatniemi słowami jego.