Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/67

Ta strona została przepisana.

naprzód odgadując to, co będzie, i nie tylko zgadzał się z myślami książki, lecz jakby sam wypowiadał te myśli.
Zdarzyło się z nim to zwykłe, przez wielu nie dostrzegalne, to najbardziej tajemnicze i najważniejsze zjawisko w życiu, polegające na tem, że tak nazywany żywy człowiek, staje się żywym, kiedy wstępuje w związek, łączy się w jedno z tak nazywanymi umarłymi i żyje z niemi jednem życiem.
Dusza Juljusza połączyła się z tym, kto pisał i podawał te myśli, i po tym związku obejrzał się na siebie, na życie swoje.
I sam on i całe życie jego wydawało mu się jedną przerażającą omyłką. On nie żył, a tylko gubił w sobie wszelkiemi troskami o życie i pokusami możebność prawdziwego życia.
— Nie chcę gubić życia, chcę żyć, iść drogą życia!.. rzekł sobie.
Przypomniał wszystko, co mówił mu Pamfil przy poprzednich rozmowach i wszystko to teraz wydało mu się tak wyraźnem i nieulegającem wątpliwości, że zdziwił się temu, jak mógł uwierzyć wtedy nieznajomemu i nie wykonać swego zamiaru — iść do chrześcian. Przypomniał również to, co powiedział mu nieznajomy:
— Idź wtedy, gdy wypróbujesz życie.
— Lecz oto wypróbowałem życie i nic nie znalazłem w niem!
Przypomniał również i słowa Pamfila o tem, że kiedy by nie przyszedł do nich,