Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/86

Ta strona została przepisana.

— Nie, teraz już nie przekonasz mnie, — zawołał Juljusz, — po raz trzeci idę tam i wiem, że tylko tam znajdę spokój.
— Gdzie?.. — spytał lekarz.
— U chrześcijan.
— Tak, być może, znajdziesz spokój, lecz nie wypełniłeś obowiązków swoich. Brak ci męztwa; nieszczęścia zwyciężają cię. Nie tak postępują prawdziwi filozofowie. Nieszczęście — to tylko ogień, którym wypróbowywa się złoto. Tyś przeszedł przez płomienie. I teraz ty potrzebny jesteś, i teraz ty uciekasz. Teraz właśnie wypróbuj ty ludzi i siebie. Zdobyłeś prawdziwą mądrość, i ją to użyć powinieneś dla dobra ojczyzny. Coby było z obywatelami, jeżeliby ci, którzy poznali ludzi, namiętności ich i warunki życia, zamiast tego, ażeby nieść swą wiedzę, swe doświadczenie na korzyść ojczyzny, zakopywali je w poszukiwaniu spokoju. Mądrość życiowa, zdobyta przez ciebie w społeczeństwie, i ją to oddać powinieneś temuż społeczeństwu.
— Lecz ja nie mam żadnej mądrości! Cały jestem w błędach! Błędy moje stare są, lecz przez to nie stały się mądrością; jak i woda, żeby tam nie wiem jak była starą i zgniłą, nie stanie się winem.
Tak rzekł Juljusz i, porwawszy swój płaszcz, wyszedł z domu i, nie odpoczywając, poszedł dalej. Pod koniec drugiego dnia przyszedł do chrześcijan.
Przyjęli go z radością, choć nie wie-