Strona:Lew Tołstoj - Chodźcie w światłości.djvu/98

Ta strona została przepisana.

Zawezwał król sługi swoje, zaczął z nimi myśleć.
— Wymyślcie, — mówi, — mi taką robotę, ażeby była nad siły Emeljana. Gdyż to, cośmy mu wymyślili, on wszystko zrobił i nie można mu żony odebrać.
Myśleli, myśleli dworzanie i wymyślili. Przyszli do króla i mówią:
— Trzeba Emeljana zawołać i powiedzieć: idź tam — nie wiedz gdzie, i przynieś to — nie wiedz co. To już nie będzie mógł się wykręcić. Gdzie by on nie poszedł, powiedz, że nie tam poszedł, gdzie trzeba; i co by nie przyniósł, powiedz, że nie to przyniósł co potrzeba. Wtedy będziesz mógł go stracić i żonę mu zabrać.
Uradował się król.
— To, — mówi, — mądrze wymyśliliście.
Posłał król po Emeljana i rzekł mu:
— Idź tam — nie wiedz gdzie, przynieś to — nie wiedz co. A nie przyniesiesz, głowę ci odtrącę.
Przyszedł Emeljan do żony i mówi, co król rzekł.
Zamyśliła się.
— No, — mówi: nad twoją głową wisi miecz, nauczyli króla. Teraz trzeba mądrze działać.
Posiedziała, pomyślała żona i powiedziała mężowi:
— Musisz iść daleko, do naszej babki starej, chłopskiej, matki żołnierskiej, trzeba