Strona:Lew Tołstoj - Djabeł.djvu/53

Ta strona została przepisana.
XI.

Po śniadaniu Eugenjusz jak zwykle poszedł do swego gabinetu. Nie mógł się wziąć ani do czytania, ani do listów, usiadł zamyślony i palił jednego papierosa po drugim. Był niesłychanie zdumiony i zmartwiony tym nagłym wybuchem niemiłego uczucia, które zdawało mu się, dawno już i zupełnie w nim wygasło. Dotychczas ani razu przy Lizie nie doświadczył pożądania tej kobiety, którą znał dawniej, nie pożądał żadnej wogóle prócz jednej żony. Nieraz cieszył się z tego że jest taki swobodny i ot! prosty przypadek udowadniał mu, że rzecz się ma inaczej. Męczyło go to, że się poddał owemu uczuciu i pragnął Stepanidy — o tem nawet nie chciał myśleć — gnębiło go to, że uczucia są w nim jeszcze żywe i trzeba się przed niemi mieć na baczności. Bo w to, że je stłumi nie wątpił.
Miał odpowiedzieć na jeden list, usiadł za biurkiem i zaczął pisać. Skończywszy go, zapomniał