szli na żadną umuwioną schadzkę, ale oboje starali się ciągle spotykać.
Najlepszem miejscem spotkania był las, dokąd kobiety wiejskie chodziły po trawę dla krów. Eugenjusz wiedział o tem i codziennie przechodził koło tego lasu. Codziennie mówił sobie, że nie pójdzie i skończyło się zawsze na tem, że kierował się w tę stronę, a usłyszawszy zbliżające się głosy, przyczaja, się za krzakiem i bijącem sercem nasłuchiwał, czy to nie ona nadchodzi.
Dlaczego to robił — nie wiedział. Gdyby nawet zobaczył ją idącą samą, nie wyszedłby naprzeciw — tak przynajmniej zapewniał się w duchu — uciekłby, ale mimo to chciał i potrzebował widzieć ją.
Raz spotkał ją wychodącą z lasu z dwiema kobietami. Szła niosąc ciężki worek trawy na plecach. Gdyby był wcześniej wyszedł — może spotkaliby się w lesie.
Teraz nie mogła już ze względu na dwie inne kobiety wrócić do niego.
I mimo że czuł całą niestosowność swego zachowania się, mimo niebezpieczeństwa, że zwróci na siebie uwagę towarzyszek Stepanidy, stał długo za krzakiem leszczyny. Nie wróciła, rozumie się, chociaż czekał długo. I jaki urok wiał od niej w jego myślach! A to już było nie po raz pierwszy — może piąty, szósty! I im zaś dłużej trwało, tem silniejsze było wrażenie. Nigdy jeszcze nie była dlań tak po-
Strona:Lew Tołstoj - Djabeł.djvu/70
Ta strona została przepisana.