— Ooo! cóż ty mówisz? — przerwał wujaszek swoim gardłowym głosem.
— A jakżeż nie podlec, kiedy ja, mąż Lizy — Lizy! Trzeba znać jej niewinność, jej miłość... A ja, jej mąż, chcą ją zdradzać — z prostą babą.
— To jest... dlaczegóż ty chcesz?... jeszcześ jej nie zdradził?
— Ależ to wszystko jedno. Nie zdradziłem jeszcze, bo to nie odemnie zależało. Ale byłem gotów zdradzić. Przeszkodzono mi, a teraz... teraz nie wiem co zrobiłbym...
— Czekaj. Musisz jasno gadać...
— No cóż? Kiedym był kawalerem, miałem tu stosunek z kobietą z naszej wsi. Co?... W lesie się z nią spotykałem — w polu...
— A ładna była? — zapytał wujaszek.
Eugenjusz zmarszczył się na to pytanie, a!e potrzebował tej jakiejś pomocy z zewnątrz, więc udał, że nie słyszy i mówił dalej.
— Myślałem wtedy: zerwą i koniec wszystkiemu. I zerwałem jeszcze przed ślubem, rok prawie nie widziałem jej i nie myślałem o niej. — (Jemu samemu dziwnym się wydał ów opis stanu swej duszy). — Potem naraz, już nie wiem przy jakiej sposobności zobaczyłem ją — i od tego czasu robak jakiś żre mnie, w samo serce. Hańbię się, rozumiem całą ohydą takiego postępowania, to jest tego, co może mi się przydarzyć każdej chwili, a lezą w to.
Strona:Lew Tołstoj - Djabeł.djvu/79
Ta strona została przepisana.