„Najlepsze! — Co za niegodziwość! Jeżeli już kto ma umierać, to chyba tamta, Stepanida. Umarła i koniec“.
„Albo tak z nią postąpić, jak się to robi czasem z żonami czy kochankami. Rewolwer wziąć, wywołać i zamiast uścisnąć na powitanie — kulą w pierś. I koniec”.
„Toż to diabeł, poprostu — djabeł. Wbrew mojej chęci osiodłała mnie“.
„Tak, zabić! — albo żonę albo ją! Innego wyjścia niema, a żyć tak niepodobna. Niepodobna.
Trzeba nad tem pomyśleć, ukartować. Gdyby zostało wszystko tak, jak dziś — to co? A to, że znów będę sobie robił obietnice i postanowienia a wieczorem pójdę pod jej chatę. A ona wie o tem i przyjdzie także. Albo ludzie się dowiedzą i doniosą żonie, albo ja sam jej powiem, bo łgarstwem dalej żyć nie sposób. Wszyscy się dowiedzą, cała wieś. Czy można to ścierpieć?“...
„Nie. Trzeba zabić, żonę lub ją. A!... a może siebie?„... — szepnął cicho a mróz przeszedł mu po kościach. — „Tak siebie, one niech żyją“. Ogarnęło go przerażenie, czuł, że to właśnie jest jedynem rozwiązaniem. Rewolwer ma. „No! nie myślałem nigdy, że sobie sam w łeb palnę. Ciekawe, jak to będzie?“
Wrócił do swego pokoju i otworzył szafę, gdzie trzymał rewolwer. W tej chwili żona weszła za nim.
Strona:Lew Tołstoj - Djabeł.djvu/89
Ta strona została przepisana.