Strona:Lew Tołstoj - Djabeł.djvu/91

Ta strona została przepisana.

Może być, że byłby jej nawet wyznał wszystko, ale w tej chwili weszła niańka pytając, czy może iść z dzieckiem na spacer. Liza poszła je ubrać.
— Zaraz przyjdę, Geniu. Zaczekaj.
— Dobrze.
Nigdy potem nie mogła zapomieć tego bolesnego uśmiechu, z jakim jej rzucił to słowo. Wyszła.
Szybko, ukradkiem, jak złoczyńca, wyjął rewolwer z osłony. „Nabity dawno — jednego naboju brakuje“.
„No, i co?“ Przyłożył lufę do skroni, zawahał się, ale w tej chwili przypomniał sobie Stepanidę, swoje postanowienia i walki, pokusy, upadki, znów walki. Mróz go przeszedł. „Nie, legiej tak“ — i pocisnął za kurek.
Kiedy Liza wbiegła do pokoju — zdołała zaledwie zejść z ganku — leżał twarzą do ziemi, ciemna krew sączyła się z rany. Drgał jeszcze.
Zjechali na śledztwo. Nikt nie mógł ani pojąć ani wyjaśnić przyczyny samobójstwa. Wujaszkowi nawet na myśl nie przyszło, że ma ono związek z tem wyznaniem, jakie przed nim robił Eugenjusz dwa miesiące wstecz.
Barbara flleksówna zapewniała zawsze, że przeczuwała to. Widać to było po nim, kiedy się z nią sprzeczał. Liza i Marja Pawłówna nie mogły pojąć, dlaczego tak się stało i nie wierzyły stanow-