«Siedem wyroków śmierci: dwa w Petersburgu, jeden w Moskwie, dwa w Penzie, dwa w Rydze. Cztery stracenia: dwa w Chersoniu, jedno w Wilnie, jedno w Odesie.»
I tak w każdej gazecie. I trwa to nie tygodnie, nie miesiące, nie rok — lecz lata. I dzieje się to w Rosyi, w tej Rosyi, w której naród uważa każdego przestępcę za nieszczęśliwego, w której do tak niedawna, według prawa, nie było kary śmierci.
Pomnę, jak dumnym się czułem z tego przed Europejczykami, i oto — drugi, trzeci rok nieustannych kaźni, kaźni, kaźni.
Biorę dzisiejszą gazetę.
Dziś, 9 maja, coś strasznego. Gazeta donosi w krótkich słowach: «Dziś w Chersoniu, na polu Strelbickiem, stracono przez powieszenie dwudziestu włościan za napad rozbójniczy na sadybę właściciela ziemskiego w powiecie Elizawetgradzkim»[1].
- ↑ Gazety zaprzeczyły potem wiadomościom o straceniu dwudziestu włościan. Mogę się tylko cieszyć z tej omyłki: z jednej strony dlatego, że uduszono o ośmiu ludzi mniej, niż podawano